Sporo zamieszania wzbudziła deklaracja szefostwa Electronic Arts, według której w każdej nadchodzącej grze sygnowanej logiem wydawcy gracze będą mogli (czy też będą zmuszani?) dokonywać mini-transakcji. Downloadable Content, czyli w luźnym tłumaczeniu dodatkową zawartość, którą można ‘dokupić’ do pełnowymiarowej gry wciąż budzi w graczach mieszane uczucia. W związku z tym mamy kolejną reakcję ze strony EA.
Bomba wybuchła podczas prezentacji jednego z największych tytułów studia, Dead Space 3. Dyrektor finansowy wydawcy, Blake Jorgensen, dowodził wtedy, że o ciepłym przyjęciu DLC przez graczy świadczy fakt, że sporo osób faktycznie kupuje, dlatego mniejsze czy większe momenty, w których mikro-transakcje mogłyby pomóc, czy wręcz popchnąć akcję do przodu miały się znaleźć w każdej produkcji. Tymczasem Blake nieco łagodzi ton swojej poprzedniej wypowiedzi, mówiąc, że nadchodzące produkcje faktycznie będą oferować użytkownikom takie możliwości, ale nie w całości – część z nich od mikro-transakcji będzie wolna.
Powiedziałem, że nasze gry będą miały mikro-transakcje, ale w żadnym momencie nie stwierdziłem, że każda z nich, a tak niestety zostało to przez społeczność odebrane – tłumaczył Blake Polygonowi. To nieprawda. Niemniej w taki system płatności będą na pewno wyposażone gry mobilne, ponieważ w przeważającej większości można je ściągnąć za darmo – zakończył. Z ostatnim zdaniem trzeba się zgodzić, bowiem płatności w świecie gry są standardem w modelu free-to-play.
Płacąc jednak co najmniej 200 złotych za konsolową wersję hitu można oczekiwać, że dokładanie kolejnych złotówek do zabawy będzie zbędne. Jorgensen dodał jeszcze, że chciał jedynie przekazać ogóle podejście EA do tematu, które zakłada, że wydawca będzie wspomagał mikro-transakcje. Z drugiej jednak strony zaprzeczania swoim poprzednim słowom może dowodzić faktu, że wydawca bada teren i reakcje graczy – być może podniesione larum zastopowało właśnie rozwój tendencji na kolejne kilka lat. Trzeba się jednak spodziewać, że prędzej czy później taki model zagości również w naszych domowych konsolach/komputerach i w grach, które w momencie kupna wydawały się być pełnymi ich wersjami.
Być może też ktoś w ten sposób będzie chciał przedłużyć żywotność gry. Takie próby podejmował już chociażby Ubisoft przy okazji swojej gwiezdnej trylogii – Mass Effect. Efekt nie był oszałamiający, ale wyniki finansowe były najwyraźniej na tyle zachęcające, że inni również będą chcieli spróbować takiego sposobu wyciągnięcia pieniędzy od gracza. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.