Zarabianie na zgromadzonych danych milionów użytkowników największych serwisów w sieci jest rzeczą powszechną. Robi to Facebook, Google czy też Amazon, a do tego grona lada moment powinien dołączyć również eBay. Największy serwis aukcyjny w Stanach Zjednoczonych chce udostępnić swoim partnerom informacje pozwalające dokładnie stargetować ogłoszenie reklamowe. Oczywiście nic za darmo.
Facebookowi dane osobowe oddajemy sami – tworząc swój prywatny profil Zuckerberg i spółka mają dostęp do imion, nazwisk, ulubionych zajęć, filmów, książek i wielu innych rzeczy, o których prawdopodobnie sami nie mamy pojęcia. Google działa z kolei w trochę inny sposób – poprzez zbieranie informacji na temat odwiedzanych przez nas stron tudzież zapytań kierowanych w okno wyszukiwarki z dużym prawdopodobieństwem potrafi określić nasz profil behawioralny, a następnie podsunąć nam reklamę którą będzie zainteresowani. Świetny interes, ogromne pieniądze zarabiają na tym obie strony, a internauta – który dostarcza kontent, czyli przedmiot transakcji – zostaje bez grosza.
Oczywiście ten model działalności wzbudzał już wiele kontrowersji, ale wydaje się, że sieć nauczyła się z nim ‘żyć’. Ciekawe natomiast, jak na taką deklarację zareagują użytkownicy serwisu eBay. Trudno nie uciec od wrażenia, że portal dysponuje olbrzymią bazą danych – przecież na podstawie poprzednich zakupów w sposób niemal stuprocentowy można odgadnąć, za jakim produktem użytkownik rozejrzy się w następnej kolejności. Potem wystarczy po prostu podsunąć naszą propozycję z odpowiednim hasłem – często również spersonalizowanym. Całą resztę znamy z autopsji.
Stephen Howard-Sarin, jeden z wysoko postawionych pracowników firmy na rynku północnoamerykańskim zapewnia, że reklamodawcy nigdy nie dowiedzą się, kim są konkretni użytkownicy. Zabezpieczył się jednocześnie mówiąc, że możliwa będzie sprzedaż danych adresowych w swego rodzaju ‘paczkach’ – czyli np. dystrybutor telefonów komórkowych będzie mógł nabyć przykładowo dane 1000 osób, które ujrzą spersonalizowane ogłoszenie reklamowe. Obiecał również działać w taki sposób, by reklamy były dla internautów maksymalnie użyteczne i atrakcyjne. eBay nie odda jednak reklamodawcom pełni władzy nad udostępnionymi danymi – zapewne w celu uspokojenia swoich użytkowników Howard-Sarin obiecał, że ich wykorzystanie będzie podlegało autoryzacji serwisu.
Co to oznacza? Więcej reklam, które mają być jednak zdecydowanie użyteczniejsze dla internauty.
foto: Coolcaesar / Foter.com / CC BY-SA; marciookabe / Foter.com / CC BY-NC