Zdarzyło się pewnie wielokrotnie, że ściana naszego znajomego na Facebooku zapełniła się treścią, o jaką byśmy go nigdy nie podejrzewali. Często zatem sami sprawdzamy, co kryje się za sensacyjnym linkiem. W tym momencie mogliśmy stać się ofiarą cyberprzestępców, którzy wykorzystują miliardową społeczność najpopularniejszego serwisu społecznościowego na świecie do oszustw i kradzieży.
Mechanizmy takich operacji są relatywnie proste, a bazują przede wszystkim na ludzkiej, niestety, naiwności. Od weny twórczej programisty złośliwych aplikacji zależy mechanizm, jaki zastosuje. Może być to zwyczajny klik 'lubię to’, udostępnienie treści lub komentarz pod wpisem będącym przynętą.
Najgroźniejsze są złośliwe aplikacje. Jako że sami przyznajemy im dostęp do naszych funkcji, może się okazać, że nasze konto zostanie całkowicie przechwycone przez osoby z zewnątrz. Ten mechanizm wykorzystuje aplikacja mająca pozwolić nam podejrzeć, kto odwiedzał nasze konto (prifile visitor). Facebook, w przeciwieństwie do Naszej-Klasy która kiedyś wprowadzała taką funkcję (częściowo płatną), nigdy nie oferował swoim użytkownikom tak daleko posuniętych opcji. Jakkolwiek by to było niepopularne, takie informacje Mark Zuckerberg woli pozostawić dla siebie. Wracając jednak do wspomnianej aplikacji, zerknijmy na jej mechanizm działania. Po masowym rozesłaniu informacji z listą osób, które miały odwiedzać nasz profil, jesteśmy zachęcani by zainstalować aplikację na naszym koncie – w zamian za bardziej szczegółowe informacje. Wtedy jednak sami oddajemy w ręce hakerów tony prywatnych informacji, narażając tym samym na podobne niebezpieczeństwa naszych znajomych. Oprócz tego możemy zostać przekierowani na inne strony, które wymagać będą podania kolejnych ważnych danych.
Innym zagrożeniem jest wirus, który w zainfekowanym komputerze po wejściu na adres facebook.com lub gmail.com przywołuje świetnie przygotowaną przez hakerów witrynę. Użytkownik jest tam proszony o podanie swoich danych płatnicznych, celem ułatwienia przeprowadzania transakcji online, rzekomo na prośbę jednego z partnerów strony. Do niedawna wirus miał jedynie anglojęzyczną wersję, ale polscy internauci także powinni mieć się na baczności. Nie tylko zresztą przy okazji korzystania z Facebooka, ale ze wszystkich miejsc w sieci, które wymagają od nas dostępu do konta.
Pozostałe metody oszustw są relatywnie niegroźne, ale także potrafią napsuć wiele krwi, szczególnie jeśli zależy nam na dobrej prasie w internecie. Zdarza się, że za kliknięcie w 'lubię to’ dostawca obiecuje nam dostęp do atrakcyjnych materiałów, a tymczasem przenoszeni jesteśmy na stronę z, przykładowo, ankietą za wyświetlenie której ktoś dostaje pieniądze. Inne skrypty ukrywane są na obrazie przypominającym wideo. Wtedy klikając w coś, co wygląda jak 'play’ de facto klikami 'lubię to’, a fałszywa informacja rozprzestrzeniana jest dalej wśród naszych znajomych.
Ostatnią kwestią jest powielanie łańcuszków. Zazwyczaj nie niosą one za sobą żadnej merytorycznej treści, a są najzwyklejszym spamem. By bezpiecznie korzystać z sieci, miejmy na uwadze kilka podstawowych zasad. Po pierwsze, nigdy nie podawajmy poufnych danych na witrynach, które nie mają odpowiedniego certyfikatu zabezpieczeń i szyfrowania SSL. Po drugie, nie łudźmy się, że bardzo sensacyjnie brzmiąca informacja, o której istnieniu dowiadujemy się z Facebooka jest prawdziwa.
Po trzecie natomiast nie ufajmy aplikacjom z nieznanych źródeł. Sprawdzone, takie jak App Store lub Google Play, są i tak wypełnione przydatnymi programami.